„Choćbyś naturę wypędzał widłami, to ona zawsze powróci”. Horacy
Już południe, dzwony biją, „ani za mną, ani przede mną”. Obiad jeszcze nie gotowy.
Te słyszane w dzieciństwie słowa powracają do mnie w rożnych momentach, sytuacjach.
Dlaczego kiedyś było ważne, ile się zrobi do południa?
Dlaczego załatwić coś w magistracie do południa było lepiej niż po południu?
Po latach doświadczeń, stawiania dnia i nocy na głowie, wróciłam do miary wynikającej z naturalnego porządku świata, do sekwencji czasowej, podziału dnia na przed — i po południu.
Dlaczego tak późno? Dlaczego dopiero teraz, po tylu latach powróciły te wyparte kody z dzieciństwa? Wróciły? A może dopiero teraz dotarły?
Wczoraj kazimierski murarz powiedział do mnie tak:
— Szefowo, jutro do południa ubijemy deski na komórce, po południu położymy papę.
Uśmiechnęłam się do tego planu dnia i powiedziałam:
— Aby nie padało.
I pomyślałam sobie:
„JA musiałam zatoczyć niezłe koło, żeby mierzyć dzień tak jak on.
I po co mi się było tyle uczyć?”.
* W języku kazimierskim określenie „ani za mną, ani przede mną” oznacza rozlazłość w robocie, czyli dotyczy takich sytuacji, gdy się coś robiło w tak ślamazarnym, powolnym tempie, że nie wszystko się zrobiło i raczej nie zanosi się, żeby się zdążyło zrobić.
Ewa Pisula — Dąbrowska
"Dwa brzegi ponad tęczą"
rodz. "Już południe"