„Trza się o radość troszczyć, a z nią tam przyjdzie i rozum, i cało reszta”. ks. prof. Józef Tischner
Tu osika, inaczej drżąca topola, nie jest darzona honorami ani uznaniem. Ani to leszczynka, która daje orzechy, tyczki do grochu, kije na wędkę, ani szlachetny twardy dąb, ani nawet pożyteczne owocowe. Ot, takie nie wiadomo co, strzeliste toto, chude, z płytkimi korzeniami, co byle gdzie rośnie i nawet na opał nie za bardzo zdatne, bo pali się szybko jak zapałka.
Wbrew opinii miejscowych osika jest jednak bardzo ciekawym drzewo-chwastem. Niewymagającym, tolerancyjnym, szybko rosnącym i pewnie dlatego nazywana jest przez znawców drzewostanu mistrzem przeżycia.
Lubią jej towarzystwo czerwone kozaki. Boją się jej osikowych kołków wampiry. A ja lubię ją za szelest, szemranie, towarzyskość.
No i przez to odmienne podejście śmieję się, gdy słyszę życzliwe rady tutejszych:
„Trzeba toto wyciąć, to do niczego niezdatne*, tylko śmieci liśćmi, a jak zgrubnie, to aby kłopot, bo pozwolenia na wycięcie będzie wymagać”.
Na naszej działce rośnie dużo takich niezdatnych, nijakich osik. Moj mąż potraktował je w tym roku jak tyczki do grochu. Tłumaczenia, że to może się nie udać, nie były dla niego przekonujące. No i posadził groch przy osikach zamiast przy płocie czy tyczkach. Patrzyłam na te eksperymenty mieszczucha i ani mru-mru. Chichotałam, a jakże, gdy chodził pod osiki i sprawdzał, czy już mu ten groch wzeszedł, czy się pnie i osik czepia.
Któregoś dnia, gdy kolejnej osobie pokazywał swoją uprawę grochu, z uśmiechem szelmy mieszczuch powiedział:
— Zobaczcie, a tu ktoś na korze napisał EVA.
„No tak, drugi Żeromski”, pomyślałam. Tamten wandal, chociaż wieszcz, wypisywał na tutejszych starych murach swoje nazwisko, ten ryje w osice.
Dla odwrócenia uwagi (od tej jego niestosowności) dodałam, że bez serca przebitego strzałą taki napis jest niezdatny do niczego.
Po jakimś czasie, gdy znów zaciągnął mnie pod te osiki, pod pretekstem obejrzenia hodowli grochu, ponownie powiedział:
— O, zobacz, ktoś tu coś wyrył.
Obok napisu „EVA” widniało proporcjonalne, małe serce przebite strzałą.
Nie mogłam uwierzyć, że on, szanujący przyrodę człowiek, „poszedł na łobuza” i przyjął w stosunku do osik hierarchię wartości tutejszych chłopów. „Ma osiki za nic — pomyślałam — traktuje je jak chwast, jak ci stąd”. Zrozumiałam też, że wypracowując swój stosunek do osik, mój ominął.
Na boisku mówi się o takich zagrywkach zwód. No i zwiódł mnie, kiwnął z tą osiką.
Też go kiwnę, bo powiem i jemu, i miejscowym, że z takim sercowym wyznaniem osika na opał jest niezdatna.
No, niezdatna.
Nie boj się, osiko.
* Słowo „niezdatne” jest tu często używane, w rożnych konfiguracjach. W Warszawie nigdy go nie słyszałam. Coś jest „zdatne” albo „niezdatne”, czyli nadaje się do czegoś lub nie nadaje.