„Ten jest łagodny, kto umie znosić bliźnich i siebie samego”. św. Jan od Krzyża
Lubię deszcz, nawet bardzo, i nie wiem do końca dlaczego.
Lubię pływać w ciepłym morzu, bardzo lubię i wiem, dlaczego tak jest. Kiedy pływam, czuję się jak radosne dziecko, jak wesoła rybka.
Lubię chwile sama ze sobą, samotne przy kubku cappuccino. Lubię świadomość, że to mój czas, tylko dla mnie, że tych chwil nikt mi nie zabierze, że usłyszę swoje pragnienia, że przypłyną wyobrażenia.
Lubię troszczyć się o ogród, rozmawiać z roślinami, przewidywać, czego im potrzeba. W ich ciszy zatracam się, zapominam, że istnieje jakiś inny świat. Wtedy też spoza mnie, bez trudu analizy przychodzą już poporządkowane tematy, które czekały na zrozumienie. Przypływają syntezy przeżytych emocji — czyli nowe iskry świadomości.
Lubię muzykę, niby rożną, ale zawsze taką, która porusza emocje i porywa. Która bierze w niewolę bez szansy na oswobodzenie, zanim się skończy.
Lubię patrzeć, jak moi dorośli synowie ładnie troszczą się o swoje kobiety. Właściwie mnie to rozczula. Wtedy uświadamiam sobie, jak wielki udział ma w tym mój mąż, wzór, na który latami patrzyli. Wtedy też dziękuję Bogu, że dał mi siłę wytrwać przy nim, kiedy zrozumiałym było uciec, gdzie pieprz rośnie.
Lubię ożywiać stare klamoty i niewidzialne w nich piękno.
Z tych samych powodów lubię starych ludzi, oczywiście jak zanadto egocentrycznie nie wymuszają.
Lubię wieczory w domu z facetem i bez niego. Przy kominie, ogniu, dobrym winie, muzyce.
Lubię bez, choć z małym żalem do niego, że tak krótko kwitnie.
Lubię czytać i usypiać w trzy sekundy.
Lubię nie mieć zaległości w niczym, głowa wtedy otwiera się na nowe radości.
Lubię patrzeć na małe dzieci, ich ufność i ciekawość. Pięknie pokazują, jacy my, ludzie, jesteśmy z natury otwarci, wspaniali.
Lubię wszystkie bez wyjątku rośliny, które nie wymagają co roku wsadzania, czyli te, które co wiosnę same wychodzą z ziemi i mówią: dzień dobry, przetrwałam. Takie, co po zimie rozsiewają się dowolnie. Lubię taką samowolę i moc natury. Miłości i romanse też mają podobną siłę. Lubię te żywioły.
Lubię groch, który wije się przy tyczkach. Strzelisty, kruchy, chwilowy, sezonowy, przemijalny. Lubię jedność i pomocność kobiet w rozpaczy, dramacie, potrzebie.
Lubię malinowe pomidory. I kryształowy głos dzwonów kościołów. Czysty, przenikający duszę i ciało.
Lubię w innych empatię. Różowe piwonie i nagietki w kolorze siły. Lubię kłosy pszenicy, owsa, miodowy zapach nawłoci. Lubię psy, koty, ich najwierniejszą miłość i figle.
Lubię gotować zupy, gdy zimno, dla męża, dla siebie, no i postawić mu taki treściwy talerz, gdy wraca orobiony z pracy. Wydaję się wtedy sobie samej być bardzo dobrą żoną. Moja pycha ma wówczas chyba największą wyżereczkę. Przecież nie mogę jej zagłodzić. Broń Boże.
Lubię porządek w domu i zmywarkę koleżankę, która mnie wyręcza.
Lubię drewutnię z widokiem przygotowanych na zimę szczapek i polan. Bo jednocześnie widzę w bliskim zasięgu wieczory przy ogniu. Czasami długie miłe rozmowy przez telefon.
Lubię poga — duszki z kobietami, bo facetów w delikatnych tematach trzeba najpierw oswoić, potem otworzyć i za każdym razem uczyć mówić.
Lubię gatunek zwany mężczyzną za subsumcję życia, spojrzenie z lotu ptaka, brak rozproszenia w działaniu. Właściwie uwielbiam te ich cechy, bo porządkują świat.
Lubię ciszę i spokój, bo dają hojnie miejsce na nastrój.
Lubię śnieg na Miejskich Polach i w Plebance.
Lubię Fantę w moich nogach i jej pilnowanie przed snem, czy to nareszcie już.
Lubię wiedzieć, co czuję. Z oddali patrzeć na siebie.
Lubię deszcz i nie wiem dlaczego.
Tyle rożnych rzeczy lubię i wiem, dlaczego tak jest.
A deszcz lubię i nie wiem dlaczego.
Ewa Pisula - Dabrowska "Dwa brzegi ponad tęczą"