„Plotką się brzydzę, ale co wiem, to powiem, mawia moja przyjaciółka Gosia. Wypowiadając to zdanie, zawsze się przy tym cudownie śmieje (...). Dziś kolej na mnie, więc ≪choć plotką się brzydzę, co wiem, to powiem≫. Powiem w konwencji — kot kotkę okaleczył, kot kotkę będzie leczył”.
Historie cichej dobroci i przyjaźni tworzą mali, zwyczajni ludzie... twierdził Ojciec Phil Bosmans.
Mieszkał tu po wojnie odnowiciel miasta, architekt Karol Siciński*. O jego zasługach piszą encyklopedie i książki naukowe. Po śmierci zostawił miastu przez siebie zaprojektowany piękny dom na Krzywym Kole.
Dom Pana Karola służy od kilkudziesięciu lat jako mieszkanie służbowe. Podobno zgodnie z jego wolą miał być przeznaczony na muzeum. W miasteczku mówią, że nie może tak być, bo jest drewniany, i dlatego od kilkudziesięciu lat, od śmierci Karola, mieszka w nim muzealny urzędnik.
Ludzie dziwią się, że dom Pana Karola zgodnie z jego testamentową wolą nie może służyć wszystkim. Tłumaczenia, że to dlatego, iż jest drewniany, nie przyjmują. Uważają, że mizerne to tłumaczenie, bo muzea w Kazimierzu i Nałęczowie są też przecież drewniane i służą wszystkim. Może to plotki, ale tak mówią. A ja, choć plotką się brzydzę, co wiem, to powiem...
Wiele miesięcy temu stryj Antoni prosił burmistrza i wymodlał, aby ktoś zaopiekował się rozpadającym grobem pana Karola Sicińskiego, któremu w 2005 roku miasto Kazimierz Dolny za zasługi przyznało pośmiertnie tytuł honorowego obywatela.
Burmistrz miesiącami stryjowi obiecywał, a grób Sicińskiego rozpadał się dalej. Biedne, jak mysz kościelna, muzeum nawet nie obiecywało, że coś zrobi z grobem dobrodzieja. Konserwator zabytków nie widział problemu, bo nikt nie nagłośnił sprawy ani nie zrobił medialnego wstydu.
Pan Karol zmarł w 1962 roku. Jego jedyny syn, w wieku 18 lat, długo przed nim, jeszcze w czasie wojny w 1940 roku.
Przy herbatce Pan Karol mawiał czasem do mojego stryja:
„Panie Antoni, nie mam komu tego domu zostawić. Może pan by w nim zamieszkał”.
„A po co mi pana chałupa, panie Karolu. Mieszkać mam gdzie, dzieci rosną, pracę mam dobrą, niech pan ją da komuś, kto bardziej potrzebuje”.
Przepisał Karol dom miastu „pod muzeum”.
Mieszkający w Karolowym domu urzędnik pamiętać o grobie Karola nie musi, bo przecież służbowe mieszkanie wraz z posadą dostał. Władze miasta, nadając pośmiertnie Karolowi w 2005 roku tytuł honorowego obywatela, też nie musiały powiązać tego honoru choćby z „wdowim groszem” na grób dobrodzieja. Przecież obowiązku ustawowego nie ma. Wprawdzie można było to zabezpieczyć prawem lokalnym, uchwałą, ale kto by tam sobie takimi moralnymi obligacjami głowę zaprzątał.
Było jak w bajce: „wśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjadły”. Grób honorowego obywatela miasta rozpadał się dalej.
Poprosił wtedy stryj o pomoc Towarzystwo Przyjaciół Kazimierza. Ono jedyne, choć samo bez grosza, nie umyło rąk. Poprosiło studenciaków, dzieciaki ze szkoły nadwiślańskiej (Kolegium Sztuk Pięknych) o pomoc. O namalowanie czegoś, co się sprzeda i wystarczy na połatanie grobu Karola.
Studenci, brać niezawodna, z wielkim sercem, malunki na ten cel zaraz przynieśli. Jacyś dobrzy ludzie kupili i dwa tysiące uhandlowano.
Szukał stryj Antoni w okolicach Kazimierza murarza, który naprawiłby rozpadający się grób Pana Karola. A że Antoniemu nikt nie odmawia, bo 40 lat był tu inkasentem i ludzie znają jego pobożność i uczciwość, od murarza usłyszał:
— Panie Antoni, robotę mam do zimy, ale panu nie odmówię. Za tydzień zacznę. Będzie zrobione.
Przy niedzielnej herbatce stryj Antoni z zadowoleniem powiedział nam tak:
— Burmistrz obiecywał mi z tym grobem Sicińskiego, tak jak się obiecuje piczkę śmiertelnie choremu. Zawsze tylko obiecuje. A Towarzystwo się spisało. A dla burmistrza wstyd! Chałupę piękną miasto wzięło, urzędnicy w niej mieszkają, tytuły mu nadano, a grobu nie miał kto Karolowi naprawić.
Uśmiechnęłam się do kochanego stryja i pomyślałam. Boże, przecież tu przyjeżdżają miliony osób. Sycą oczy starym pięknem i nic nie wiedzą o takiej wstydliwej, żenującej wręcz biedzie.
I co się dziwić, że od kilkunastu lat rozpada się mur klasztoru, kapliczki na Krakowskiej, skoro tak trudno było znaleźć urzędowy grosz na naprawę grobu honorowego obywatela.
Ani na pocztówkach, ani rynkowych wizytówkach nie czuć zapachu wstydu. Nie wyczyta się o nim w gazetach ani na stronach internetowych urzędu. Nie przeczyta się też na stronie Towarzystwa, które pomogło. Bo niby kto ma napisać? Urząd, co obietnicami umył ręce,
czy Towarzystwo, które połatało, jak umiało, rękami studentów? Któremu pewnie przedwojenna duma takie zdarzenie przemilczeć nakazuje.
O takiej biedzie można tu dowiedzieć się tylko za pomocą poczty starej jak świat — pantoflowej. Trzewik wie, że pończocha w nim dziurawa.
Pokazuję bez wstydu, filtru i przesłon. Bo może kiedyś kolejnej troski miasteczka nie udźwigną już studenci, inkasent i aukcje.
Zdarzyło się, że muzyk tu osiadły podzielił się z moim mężem ostatnim pęczkiem koperku, który był w kiosku. To ładne było. Dwie żony, które w tym samym czasie wysłały mężów po to samo, dostały po poł pęczka.
W dzieleniu jest jakaś samoistna radość.
Na koniec kropla o przyjaźni. Mówi się, że przyjaciel to ten, który, jak wszyscy wyjdą i zamkną za sobą drzwi, stanie u progu twego domu w środku nocy i na końcu świata.
Kazimierz ma takich przyjaciół.
I choć plotką się brzydzę, co wiem o takich, zawsze powiem.
Ewa Pisula Dąbrowska „Dwa brzegi ponad tęczą” Wydawnictwo Zysk i S-Ka, Poznań 2012
*Karol Siciński — architekt, malarz, twórca odbudowy Kazimierza Dolnego w latach 1945–1958. Tytuł honorowego obywatela miasta nadano mu pośmiertnie 29 IV 2005 r.