Na spotkanie z Bobem Rafelsonem przybyło mnóstwo ludzi. Amerykański reżyser, o którym mówi się, że podarował światu Jacka Nicholsona, opowiadał o zmianach, jakie zaszły w kinie, odkąd zadebiutował w branży filmowej. O historii swojej kariery. O sobie powiedział, że jest "nietechniczny", ale ma wielką wyobraźnię.
Rafelson zaprezentował podczas wykładu kilka wybranych scen ze swoich filmów, ujawniając kulisy ich powstania. Wyznał, że aby nakręcić dobrą scenę, czasem zostaje sam na sam z aktorami, by nie czuli się skrępowani obecnością ekipy, by pokazali więcej emocji. Wyjaśniał, jak najlepiej pokazać uczucia, nie używając przy tym słów, jak przekonać aktora, by zagrał coś, do czego nie ma przekonania, jak go zachęcić, jak z nim rozmawiać. Bo jego zdaniem są takie sekwencje, kiedy to, co przeżywamy najlepiej pokazać poprzez milczenie, bo jak inaczej przedstawić czyjś ból, smutek, śmierć czy podniecenie...
Bob Rafelson to człowiek o niespotykanym poczuciu humoru i niespożytej energii życiowej. Publiczność żywo reagowała na jego anegdoty, którymi wzbogacał wykład, by w końcu nagrodzić tę lekcją kina owacjami na stojąco. Wygląda na to, że tego typu spotkania podczas Festiwalu – poprzednią lekcję poprowadził Andrzej Titkow – to strzał w dziesiątkę. Przed nami jeszcze jedna – trzecia i ostatnia lekcja kina Wiesława Saniewskiego.