W 12 rocznicę śmierci Stanisława Jana Łazorka w Galerii Łazorek na Małym Rynku w Kazimierzu zorganizowano wystawę wspomnieniową. Zaprezentowano na niej obrazy stanowiące przekrój twórczości artysty – począwszy od tych z czasów jeszcze studenckich, poprzez te, które reprezentują nurt Nowej Figuracji, aż po te, które przyniosły mu największą popularność: widoki Kazimierza malowane w jasnych pastelowych tonacjach, utrzymane w łagodnym, lirycznym klimacie.
Wystawa dawała okazję do zapoznania się z twórczością Łazorka nie tylko poprzez bezpośredni kontakt z jego sztuką, ale również poprzez wycinki prasowe pieczołowicie zbierane przez artystę przez wiele lat. Była też okazją do wspomnień.
- 30 grudnia 12 lat temu zmarł Stanisław Jan Łazorek. To był moment, kiedy wybieraliśmy się do Kazimierza. Niestety, spadł ze schodów i nie udało nam się dotrzeć – mówi wdowa po artyście Mieczysława Izdebska – Łazorek. – Taką wystawę organizowałam co roku. Przez ostatnie dwa lata przerwy nie prowadziliśmy galerii, więc takie wystawy się nie odbywały, ale teraz, gdy galeria zaczęła znów funkcjonować, nie wyobrażałam sobie, żeby takiej wystawy miało nie być.
- On pierwszy w latach 60 sprzedawał obrazy na rynku – w podcieniach kamieniczki, gdzie dziś serwują lody i gofry – wspomina Janina Jarosz Raczyńska z Kazimierskiej Konfraterni Sztuki.
Stanisław Jan Łazorek nie tylko sprzedawał obrazy na rynku, on je tam właśnie – otoczony grupką gapiów – tworzył. W jednej z takich chwil zobaczyła go jako mała dziewczynka Janina Raczyńska.
– Jak byłam na wycieczce szkolnej – wszyscy wtedy zwiedzali trójkąt Kazimierz – Puławy – Nałęczów – i przyjechaliśmy do Kazimierza – miałam wtedy może dziesięć, może jedenaście lat – zobaczyłam mniej więcej taki obrazek: w podcieniach jednej z kamieniczek stał pan artysta, przed nim sztalugi i zaczęty obraz olejny. Nie wiedziałam oczywiście, kim on jest, ale zapatrzyłam się, a on – widocznie wyczuł, że ktoś patrzy, bo się odwrócił i zapytał, czy nie chciałabym trochę pomalować? A ja? – Zdrętwiałam z emocji! Do wspólnego malowania jednak nie doszło…Ale po latach mu mówiłam: Jasiu, ty jesteś pierwszym artystą mojego życia…
- Łazorkowi na pewno nie przeszkadzał w procesie malowania gwar kazimierskiego rynku – mówi malarz Krzysztof Krzyr Raczyński, który Stanisława Jana Łazorka znał od czasów studiów. – On się w tym czuł jak ryba w wodzie. To, że ludzie podchodzili, to, że go pytali o różne rzeczy – podstawowe pytania: a dlaczego to jest czerwone, a dlaczego to jest zielone? – to mu zupełnie nie przeszkadzało. Był człowiekiem bardzo otwartym i łatwo nawiązywał kontakty. A na przykład taki malarz Władysław Filipiak po prostu nie znosił ludzi podczas malowania, wręcz odpędzał ich od siebie.
- Wszyscy, którzy zaczęliśmy malować na rynku na początku lat 70 – tych, byliśmy w zasadzie z niego – wspomina Krzysztof Krzyr Raczyński – Wszyscy byliśmy z niego, z tym, że niektórzy – nieśmiało mogę mówić o sobie – niejako w kontrze, na zasadzie anty – Łazorka. Chociaż nasze relacje były w zasadzie koleżeńskie.
Wystawę w Galerii Łazorek na Małym Rynku można oglądać do końca tygodnia.