- Namawiałem panią Landecką, by natychmiast wpisać spichlerz do rejestru zabytków, by zachować jak najwięcej jego detali pierwotnych - mówi Żurawski. - Spichlerz nie został jednak wpisany do rejestru zabytków, chociaż należał do sławnego w całej Europie kazimierskiego zespołu spichlerzy zbożowych - podkreśla. Twierdzi, że ostrzegał konserwatora zabytków, iż budynek hotelu będzie się kłócił z architekturą miasta. - Obiektu nie wpisano do rejestru zabytków, bo nie było ku temu podstaw. Oparliśmy się na dokumentach i opiniach ekspertów - odpowiada Halina Landecka.
W lipcu 2005 roku zatwierdziła projekt budowy hotelu. Zrobiła to jednak bez porozumienia z komisją konserwatorską (w jej skład wchodzą m.in. architekci, urbaniści, historycy sztuki), której opinii zasięga się zazwyczaj przy budowach na taką skalę.
Dorota Szczuka, była pracownica urzędu konserwatora zabytków w Lublinie, która prowadziła prace przy inwestycji:
- Pani Landecka zastrzegła sobie wyłączność na podejmowanie decyzji w sprawie hotelu. Ani razu nie uczestniczyłam w spotkaniach z inwestorem. Zgłaszałam swoje uwagi do projektu, ale nie były uwzględniane.
Halina Landecka odpiera zarzuty:
- Koncepcje budowy hotelu były wielokrotnie omawiane w urzędzie, pod uwagę były brane różne rozwiązania, a uwagi naszych pracowników na bieżąco były przekazywane inwestorowi.
Hotel został ostatecznie wybudowany.
- W miejscu pięknego zabytku powstała atrapa spichlerza, z dołączoną do niej ogromną przybudówką, której wcześniej nie było. Wszystko odbyło się wbrew zasadom etyki konserwatorskiej - uważa Żurawski. Jego zdaniem przybudówka powinna być oddzielona od atrapy spichlerza, a nie stanowić jeden budynek.
Tymczasem na jaw wychodzą nowe fakty związane z budową hotelu. Firma telekomunikacyjna, której prezesem jest mąż Haliny Landeckiej, była jednym z podwykonawców zatrudnionych przez inwestora. Potwierdza to Tomasz Warmus, prezes zarządu spółki Alliance Holding.
- Firma pana Landeckiego była jednym ze 190 pracujących dla nas podwykonawców - wyjaśnia.
Landecka zaprzecza, by miało to jakikolwiek wpływ na wydawane przez nią decyzje.
- Nie ma tutaj żadnego konfliktu interesów, mąż pracuje dla szeregu instytucji. Decyzje w sprawie zatwierdzenia projektu budowy hotelu zostały wydane wcześniej, przed zleceniem dla firmy mojego męża - tłumaczy konserwator.
Sprawie obiecało zbadać Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, któremu podlega urząd konserwatora zabytków. - Wystąpimy do pani Landeckiej z pytaniem, co zadecydowało o wydaniu przez nią pozwolenia na budowę hotelu. Sprawę będzie wyjaśniał generalny konserwator zabytków, jak tylko wróci z urlopu we wtorek - powiedział "Gazecie" rzecznik resortu kultury Jan Kasprzyk.
Gazeta w Lublinie