Wyruszyłyśmy z naszego stałego punktu startowego przy ośrodku Arkadia na skrzyżowaniu ulic Czerniawy i Kwaskowa Góra. Ta druga droga doprowadziła nas do krzyża stojącego wśród rosłych lip u wylotu Opolskiego Gościńca. Na jednym z jego ramion widnieje data 1892 r., ale „figura” – jak twierdzą miejscowi – stoi tu „ho ho – od niepamiętnych czasów”! W czasie forsowania Wisły w 1944 r. lipy zostały ścięte przez pociski, figura jednak cudownie ocalała. A i lipy z czasem odrosły…
Skręcamy przy krzyżu w prawo i wchodzimy w Chałajowy Dół, którym prowadziła niegdyś Droga Rogowska. Teraz wiedzie tędy już tylko szlak pieszy. Wąwóz jest jasny i szeroki, ale patrząc na zwalone w poprzek drzewa – czasem niełatwy do przejścia. Po prawej stronie szukamy wzrokiem drewnianej tabliczki z napisem Wiatrakowo. Zobaczymy ją po przejściu około 750 m od figury.
Wspinamy się po pomysłowych schodach z wypełnionych ziemią starych opon. Na wzgórzu widać ślady leśnych mieszkańców – zryte przez dziki kawałki ściółki. Na większych drzewach widać niewielkie tabliczki. „Jestem osiką. Na wiosnę 1975 r. wiatr po raz pierwszy rozwiał moje nasiona. Nazywają mnie też Topolą.” – głosi jedna z nich.
W końcu drzewa się rozsuwają i na rozległej polanie wśród drzew orzechowych pojawia się altana ze zwiewnymi zasłonami i dom z białą werandą. Budynek otaczają przyległe zabudowania "Młynarzówka”, „Dom Wiatraczny”, „Stodoła”, „Szczęśliwy Dom” i „Mała Chata” – drewniane domy jakby z poprzedniej epoki. My szukamy wiatraka, od którego wzięła nazwę cała posiadłość. Właściwie wiatraków – mniejszych i większych – na posesji nie brakuje. Pełnią niejako rolę ogrodowych krasnali, ale przecież nie o to nam chodzi. W oddali majaczy jakaś wysoka konstrukcja. Gdy podchodzimy bliżej, okazuje się, ze to… wieża widokowa. Wspinamy się na najwyższą platformę, przysiadamy na ławeczce. Rozciąga się stąd piękny widok na pola Równiny Beżłyckiej. Prawdziwy raj dla oka!
Wiatraka stąd jednak nie widać. A przecież musiał tu być! I był. Stał w najwyższym miejscu, u wjazdu na posesję, by zawsze móc łapać wiatr w skrzydła. Zbudował go przeszło sto lat temu pierwszy właściciel posesji Piotr Czubiński, który otrzymał te ziemie od pewnego szlachcica jako zadośćuczynienie za śmierć swojej żony i nienarodzonego jeszcze dziecka. Po jakimś czasie Piotr ożenił się powtórnie z Teofilą. Ich córka Hanna, po mężu Iberszerowa, była ostatnią spadkobierczynią Wiatrakowa. Ale to Paweł Czubiński – syn Piotra i Teofili, mieszkał tutaj najdłużej. Był przysłowiową złotą rączką – ściągali do niego ludzie z całej okolicy – jeden z popsutym rowerem, inny z niesprawnym sprzętem gospodarskim, jeszcze inny z milczącym zegarkiem. Dzisiejsi właściciele pielęgnują pamięć o założycielach posesji i chronią jej tajemnice. Jakie? Okoliczni chłopi dziś jeszcze opowiadają, że wąwóz połączony jest podziemnym korytarzem ze studnią na środku podwórza, niedaleko wejścia do chaty. Czy to prawda? Zawsze można to spróbować ustalić…
Opuszczamy piękne miejsce w założonym przez Hannę i Czesława Iberszerów orzechowym sadzie. Żegna nas złamana żydowska macewa i stylizowany na prosty chłopski krzyż przydrożny.
„Choćby Tobą Chryste Panie pogardzały obce ludy, to na polskim zawsze łanie chłop Ci skłoni się jak wprzódy. Chłop postawi Bożą Mękę u wrót wioski na rozstaju, byś wyciągnął, Boże, rękę i włodarzył w naszym kraju.” Tabliczkę z wyrytym prostymi literami wierszem Wincentego Pola zamontowano na tej figurze z datą 1 sierpnia 1981 r.
Zostawiamy w tyle Wiatrakowo. Nasza trasa wiedzie teraz skrajem drogi asfaltowej na Jeziorszczyznę, której nazwa związana jest z żyjącym tu w połowie XVII wieku właścicielem folwarku Wojciechem Jezierskim. Nie ma więc nic wspólnego z jeziorami. Ale jakby na przekór temu w Jeziorszczyźnie „jezior” nie brakuje. Już na zakręcie wita nas rozległa tafla stawu z altanką na środku, a nieco dalej pod brzozowym gajem w malinach pluszczą się na rozlewisku dzikie kaczki…
Jeziorszczyzna traci powoli swój sielski charakter. Powstające tu eleganckie domu sprawiły, że miejscowi mówią o niej coraz częściej „Kazimierski Willanów”…
Po przejściu kilometra od skrętu na Jeziorszczyzną odbijamy w lewo pomiędzy zabudowania. Gdzie należy skręcić, pokazuje tabliczka z napisem „Lipowa Dolina 700 m”. Jest więc pewność, że nie zbłądzimy. Droga schodzi w krótki, niegłęboki wąwóz, który otwiera się na wiejską kapliczkę z Matką Boską. Za nią wśród wiekowych lip bieleje budynek w stylu niemieckim. To tu. Ale do bramy jeszcze kawałek. Prowadzą nas do niej uśmiechnięte sztachety stylizowane na słowiańskie bóstwa. A za bramą otwiera się kolejne siedlisko stworzone na bazie gospodarstwa Sosików (?). Z niego pozostała właściwie już tylko wiekowa, kryta strzechą chata z 1863 r., ale i ją trzeba było najpierw po prostu zrekonstruować – do użytku nadawało się z niej jedynie 7 bali… Dziś siedlisko obrosło kolejnymi domami – wśród nich takie jak „Kazimierz Górny” i „Kazimierz Dolny” – proste drewniane chaty wewnątrz lepione gliną dla lepszej izolacji i przede wszystkim dla klimatu! To wszystko pokazują nam gościnni gospodarze, zdradzając przy tym, że we wnętrzach ich siedliska nagrywano jeden z odcinków serialu „Pogodni”.
Po wyjściu z Lipowej Doliny, przy Matce Boskiej, która witała nas na początku, skręcamy w lewo. Przechodzimy przez strumień Grodarza i znowu skręcamy w lewo w cień lasu. Z wąwozu wychodzimy w światło pól, by po chwili dojść do stadniny. Przy pastwisku i wiekowym dębie z krzyżem i kapliczką, która jeszcze do niedawna była miejscem obrządków chrzcielnych kolejnych potomków mieszkańców dworu, skręcamy w prawo w poszukiwaniu rzeczonego dworu. Dochodzimy do sosnowej alei i skręcamy w lewo. W głębi tajemniczego ogrodu jaśnieje Dwór na Wylągach – własność spadkobierców Wiktora Siła – Nowickiego, który nabył tę posiadłość na nazwisko swojej drugiej żony Józefy z Dowgiałłów w roku 1895. Posiadłość ma oczywiście o wiele starszy rodowód. Sam dwór wymurowano już w 1848 r., ale powstał on przecież w miejsce starego skromnego drewnianego domu, gdzie schronienie znalazł powstaniec listopadowy Juliusz hrabia Małachowski, którego pomnik stoi na terenie posiadłości. Ciekawe to miejsce i niezwykle urokliwe… Dla tych, co lubią historię, tajemnicę, piękne widoki i konie, bo stadnina znajduje się przecież tuż obok.
Wychodzimy z dworu i szosą wracamy do centrum Kazimierza, po drodze mijając białą kapliczkę z figurą świętego Antoniego. Po prawej stronie kryje napis „Boże daj temu, który zazdrości”…
Nie wiadomo, kiedy przeszliśmy 10 km. Nie wiadomo, kiedy minęły 4 godziny…
Nie zazdrośćcie nam wrażeń. Wyruszcie sami na ten szlak. Albo dołączcie do nas. Następna wędrówka będzie na pewno nie mniej emocjonująca niż ta.
Wyruszamy spod ośrodka Arkadia (róg ul. Czerniawy i Kwaskowa Góra) w środę 9 lipca o godzinie 16.00. Planujemy poszukać tajnych przejsć pomiędzy Źródełkiem Miłości a Kuncewiczówką. Zapraszamy wszystkich chętnych z kijami lub bez.