Kazimiernikejszyn to naprawdę nietypowy festiwal. A może inaczej. Jak najbardziej typowy dla tego miejsca. Jak najbardziej kazimierski. Wszyscy mówią, że tu czas płynie inaczej. Niespiesznie. Niezobowiązująco. Warto więc tu być. Warto to odczuć. Warto sprawdzić, na ile jesteśmy uzależnieni od świata, który nie daje przerwy na oddech.
Piątek dla mnie upłynął pod znakiem koncertów. Scena ustawiona z zagłębieniu kamieniołomów tonęła w światłach, delikatnej mżawce i marglowym błocku. Ale muzyka!.. Skupiła uwagę wszystkich na sobie. Przeniosła publiczność w tischnerowski świat gór i Prawdy Objawionej, gdzie pobrzmiewały także echa kultury afrykańskiej i jamajskiej. W góralskie dźwięki Trebuniów harmonijnie wplatał się głos gitary Wojtka Waglewskiego i oryginalne pomysły Mateusza Pospieszalskiego. W porównaniu z płytą, którą można było zakupić po koncercie, występ w kazimierskich kamieniołomach, gdzie Voo Voo pojawił się znowu po 19 latach, wprost kipiał energią.