Kamienica Gdańska jest poniekąd wizytówką kazimierskiego rynku. Duża, przysadzista, dominuje w pierzei południowej, chociaż lepiej, by nie przyciągała wzroku, bo swoim wyglądem chluby miastu raczej nie przynosi. Dlaczego tak się dzieje? Z powodu sporu pomiędzy miastem, do którego należy ¾ kamienicy, a spadkobiercami poprzedniej właścicielki, do których należy pozostała część. Z tego tytułu gmina ma związane ręce i nie może podejmować żadnych działań w budynku, który nie jest w całości jej własnością. Sprawa sporu pomiędzy współwłaścicielami blokuje więc kwestię remontu, który w budynku należy podjąć niezwłocznie.
Na razie sprawa jest w sądzie i jeżeli współwłaściciele nie będą chcieli się porozumieć, to – wszystko wskazuje na to – będzie się ciągnąć jeszcze całymi latami.
- Po osiemnastu latach doprowadziłem do tego, że mamy 3/4 własności – mówił rok temu radca prawny reprezentujący gminę Kazimierz przed sądem.
Dzisiaj w kwestii sporu o kamienicę Gdańską nie widać nawet światełka w tunelu. Kamienica, a tym bardziej jej mieszkańcy i gmina, która poczuwa się do odpowiedzialności za ich zdrowie i życie, czekać nie może. Co w tej sytuacji można zrobić? Nad tym debatowali radni podczas jednego ostatnich czerwcowych wspólnych posiedzeń połączonych komisji Rady Miejskiej.
Prawnicy wciąż stoją na stanowisku, że można walczyć w sądzie o podważenie umowy, na mocy której poprzednia właścicielka nabyła kamienicę, jako że dokumenty te obarczone są wadami. Nie mają jednak złudzeń: to trwać będzie latami. Ale proponują także inne rozwiązanie, które może przerwać zaczarowany krąg spraw sądowych, które nie przynoszą rozwiązania sprawy.
- Możemy swoje ¾ sprzedać – proponuje mecenas Chomicki. – Po wycenie, w przetargu. – To jest radykalny sposób przecięcia sprawy. Zostawilibyśmy kupca ze spadkobiercami i niechby się działa wola nieba!
Ten pomysł wzbudził jednak protest zarówno radnych jak i samego burmistrza.
- A co z lokatorami? – pytał burmistrz Artur Pomianowski. – Jest czynnik społeczny, który musimy brać pod uwagę. Najbardziej rozsądne wyjście to zawarcie ugody ze spadkobiercami poprzedniej właścicielki. I to jak najszybciej.
Radny Leszek Dołęga zaproponował, żeby plac, na którym stoi kamienica Gdańska wpisać w planie zagospodarowania przestrzennego jako teren pod budownictwo mieszkaniowe.
- To byłaby prosta ścieżka do wywłaszczenia po cenach rynkowych, jeżeli nie uda się dojść do porozumienia. Trzeba przedstawić tę alternatywę: robimy tak albo tak, nie możemy czekać. Czas jest istotny – dowodził Leszek Dołęga.
Proponowane zmiany okazały się jednak nie najlepszym pomysłem.
- Moglibyśmy się jako samorząd narazić na żądanie odszkodowania za zmianę sposobu użytkowania w stosunku do użytkowania istniejącego – powiedział wiceburmistrz Wróbel. – Tak stanowi prawo.
Radny Kowalski zaproponował wybudowanie nowych mieszkań dla mieszkańców kamienicy Gdańskiej w centrum Kazimierza – na Małym Rynku czy na skwerku naprzeciwko Batorego.
- Kapitalny remont kamienicy wiąże się z eksmisją wszystkich mieszkańców na czas prac, które w najlepszym wypadku potrwają 3 – 4 lata – mówił radny Kowalski. – Koszty samego remontu to około 15 mln zł, na co w obecnej sytuacji finansowej gminy nie stać. Najlepsze dla mieszkańców i najtańsze rozwiązanie to sprzedaż kamienicy Gdańskiej w przetargu. Ci, którzy to kupią, policzą sobie to dobrze i poradzą sobie bez problemu z drugą stroną sporu. My z tym problemem sobie nie poradzimy.
Padały propozycję, by inwestor, który kupiłby Gdańską, wybudował dla mieszkańców lokale mieszkalne w innym miejscu w ramach partnerstwa publiczno – prywatnego.
- Biorąc pod uwagę kondycję finansową naszego samorządu, powinniśmy w tym kierunku iść – podsumował wiceburmistrz Wróbel. – W momencie przystępowania do negocjacji musimy mieć kija i marchewkę: z jednej strony musimy mówić o prawach, a z drugiej o obowiązkach, a tym obowiązkiem jest elementarna dbałość o części wspólne obiektu.
Do sprawy wrócimy.