"Jaworzniacy" w Kazimierzu

Udostępnij ten artykuł

Ponad 60 "Jaworzniaków" z całej Polski wzięło udział w uroczystościach w Kazimierzu z okazji XXI zlotu Związku Młodocianych Więźniów Politycznych  Okresu Stalinowskiego (lat 1944-1956) ”Jaworzniacy”. O pobycie w obozie w Jaworznie opowiada Stanisław Słotwiński - prezes Stowarzyszenia Polskich Kombatantów Federacja Światowa nr 13 w Kazimierzu i ”Jaworzniak”.

Mszą świętą w kościele farnym oraz poświęceniem ufundowanej przez Jaworzniaków i wmurowanej u stóp klasztoru ojców reformatów tablicy upamiętniającej walkę młodzieży z komunistycznym zniewoleniem zakończył się XXI Zlot Związku Młodocianych Więźniów Politycznych  Okresu Stalinowskiego (lat 1944-1956) ”Jaworzniacy”.

- Ta tablica upamiętnia wszystkie nielegalne powojenne organizacje młodzieżowe z okresu komunistycznego – powiedział prezes lubelskiego oddziału Jaworzniaków, harcmistrz Lubelskiej Chorągwi Harcerzy im. "Jaworzniaków" Roman Śliwczyński.

Związek Młodocianych Więźniów Politycznych  Okresu Stalinowskiego (lat 1944-1956) ”Jaworzniacy” został powołany do życia w 1990 r. przez byłych więźniów obozu karnego dla młodocianych, który funkcjonował na miejscu byłego podobozu niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau w latach 1951 – 56. Przeszło przez niego ponad 10 tysięcy młodych ludzi, w większości skazanych za przestępstw polityczne, spośród których najbardziej powszechnym była przynależność do nielegalnych organizacji walczących z ustrojem komunistycznym. Wg danych IPN w latach 1944 – 56 w Polsce działało ich około tysiąca, zrzeszając kilkanaście tysięcy młodych ludzi. Do obozu w Jaworznie trafiali nawet piętnastolatkowie, zatrudniani w kopalniach Jaworznickiego Okręgu Węglowego. Po odbyciu wyroków nadal byli szykanowani przez władze jako wrogowie ludu.

Tegoroczny zjazd odbywał się pod hasłem „Wolność można odzyskać, młodości – nigdy”. Ziemię Lubelską "Jaworzniacy" odwiedzili już po raz trzeci, Ziemię Puławską – po raz pierwszy.

 

Wśród "Jaworzniaków" są również kazimierzacy. Opowiada Stanisław Słotwiński - prezes Stowarzyszenia Polskich Kombatantów Federacja Światowa nr 13 w Kazimierzu Dolnym, członek lubelskiego oddziału Związku Młodocianych Więźniów Politycznych  Okresu Stalinowskiego (lat 1944-1956) ”Jaworzniacy”.

 

- Mnie zabrano 9 maja 1951 r. z Zamku Lubelskiego – nie bezpośrednio do obozu. Miałem wtedy skończone 17 lat. Nie wiem, dlaczego, ale zatrzymano nas – 9 osób – na Bezpiece w Kielcach. Jechaliśmy normalnym pociągiem pasażerskim w dwóch przedziałach skuci po dwóch, jeden – przykuty do milicjanta. W Kielcach zatrzymali nas na 10 dni. Do Jaworzna przyjechałem 19 maja. Teren obozu był dość duży, oparkaniony, dokoła kolczaste druty pod prądem. Osobiście nas przyjmował Samuel Morel. Położył mi rękę na ramieniu i powiedział – tam jest pole śmierci. To jest teren, do którego nie wolno się w ogóle zbliżać.

 

- To było takie pierwsze przyjęcie. A potem była mordercza praca. Nie pracowałem w kopalni – miałem za duży wyrok. Tam pracowali ci, którzy mieli wyroki do 3 lat. A mnie zasądzono 5. Pracowałem w obozie na tzw. dziale pracy. Była tam stolarnia, ślusarnia i lakiernia. Ja pracowałem na lakierni, gdzie lakierowaliśmy wykonane w innych pracowniach stojaki na karabiny czy szafy pancerne. Chłopcy z naszego obozu – pod kierunkiem starszych więźniów inżynierów i techników – budowali też osiedle Jaworzno II.

 

- Najgorzej było z jedzeniem. Za naszą pracę nic nam nie płacili, a wyżywienie było takie, że nie wiadomo, czy świnie by to chciały jeść. Na wodę zarzucano suszone buraki. To była taka mazia zakraszana oliwą. Jedyne, co się nadawało do jedzenia to chleb, co prawda gliniasty i ciemny, ale jadalny. To było tak na zmianę – chleb i zupa z brukwi. Kiedy przechodziliśmy koło kuchni, trudno było po prostu znieść ten smród. Ale niestety, trzeba było to jeść, bo żołądek był pusty, a myśmy ciężko pracowali, ponieważ nam zaliczali miesiąc za dwa. Kto wykonał normę, oczywiście.

 

- W Jaworznie spędziłem około półtora roku – do 30 stycznia 1953 r. Powodem mojego aresztowania, jak się później okazało była wsypa. Tu się ukrywał taki orlikowiec, który zbiegł z posterunku milicyjnego. Przez jakiś czas myśmy go wspierali. Kiedy go aresztowali w 1950 r., zaczął sypać, podając nazwiska wszystkich tych, którzy mu pomagali. Między innymi i moje. Na niego polowali, ponieważ był w grupie Kedywu, która wykonywała wyroki za okupacji niemieckiej i później po wojnie do 1947 r. To był bardzo odważny młody człowiek, jak udało się im go złamać? Wsypał ponad setkę ludzi. Z powiatu puławskiego, a nawet lubelskiego - bo na tym terenie chodził. A z samego Kazimierza – około 30 osób. Z tego do Jaworzna trafiło czterech: Hubert Rzeźnik obecnie mieszkający gdzieś na Wybrzeżu, Boroch Wiesław już nieżyjący i Matyko Jan. Ja byłem najmłodszy w tej grupie.

 

- Po powrocie do domu jeszcze przez pewien czas musiałem się meldować na posterunku MO. Namawiano mnie żeby wstąpił do ORMO, żebym się zrehabilitował. Za co?  Przecież nikomu nic złego nie zrobiłem…

Data publikacji:

Autor:

Komentarze