Praca prof. Kazimierza Parfianowicza o Jerzym Łopuszańskim liczy zaledwie kilkanaście stron. Powstała w oparciu o skromne archiwalia znajdujące się w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie.
Jest wśród nich metryka artysty. Jerzy Jan Łopuszański, syn Feliksa i Marii z domu Grycon przyszedł na świat 4 marca 1898 r. w Warszawie. Podobno nie był wyróżniającym się uczniem gimnazjum. Nie ukończył również edukacji w Szkole Strogonowskiej w Moskwie. Z powodzeniem natomiast radził sobie na zajęciach z rysunku, prowadzonych przez prof. Miłosza Kotarbińskiego (1854-1944).
Rozwój artystycznej kariery przerwała I wojna światowa. Łopuszański służył w I Legii Polskiej i w roku 1915 został ranny. Powrócił na front. Udział w wojnie miał poważne konsekwencje – jak wspominał Włodzimierz Bartoszewicz w książce Buda na Powiślu, Łopuszański pod Lwowem (…) został ciężko ranny odłamkiem w głowę. Przez szereg miesięcy nie widział, nie słyszał i miał naruszony zmysł równowagi do tego stopnia, że nie mógł utrzymać się na nogach. Z życiorysu dostarczonego przez Jerzego Łopuszańskiego do warszawskiej Szkoły Sztuk Pięknych wynika, że udział w I wojnie kosztował artystę utratę 60% zdolności do pracy. Otrzymał niewielką rentę inwalidzką.
Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, Łopuszański kontynuował naukę w Szkole Sztuk Pięknych w Warszawie, w klasie prof. Edwarda Wittinga. Kiedy wybuchła wojna polsko-bolszewicka, mimo inwalidztwa znów wyruszył do walki. Pod Warszawą został ciężko ranny i stracił czucie w lewej ręce. Choć Łopuszański doznał poważnego uszczerbku na zdrowiu, wrócił na studia. Z powodu złej sytuacji finansowej Łopuszańskiego, zwolniono go z opłat czesnego (list artysty w tej sprawie zachował się w archiwach warszawskiej ASP). Rzeźbiarz przez 4 semestry kształcił się u prof. T. Breyera. Pod koniec lat 20. XX wieku prezentował swe rzeźby na wystawach, organizowanych w Zachęcie. W roku 1928 eksponował tu „Chimerę” oraz „Jelenia i węża”, w roku 1929 „Ołtarz”, a rok później „Łabędzia” i „Krzyk”.
W późniejszych latach pokazywał w Zachęcie prace „Ave Maria” i „Krucyfiks” (być może to rzeźba, znajdująca się obecnie w kościele parafialnym w Rembertowie). Powyższe informacje pochodzą z katalogów wystaw Zachęty. Z przedwojennej prasy wiemy, że prace Łopuszańskiego znajdowały uznanie w oczach krytyków. Pisano, że są to wyróżniające się rzeźby o wyższym poziomie. Były wykonane z kamienia oraz czarnego i czerwonego dębu. Później, artysta zaczął eksperymentować i następnie z powodzeniem wykorzystywać cement.
W roku 1930 Jerzy Łopuszański osiedlił się w Kazimierzu Dolnym. Zamieszkał na barce wiślanej, a korespondencję kierowano na adres ul. Puławskiej. Prezentował swoje prace na wystawach organizowanych przez Towarzystwo Przyjaciół Kazimierza Dolnego. Wykonywał również realizacje rzeźbiarskie w Miasteczku. Kilka z nich przetrwało do dziś. Na miejscowym cmentarzu znajduje się grób Walentyny z Szymanowskich Dębskiej i jej syna, 7-letniego Jana. Według przekazów ustnych kobieta miała zabić swoje ciężko chore dziecko, a następnie popełnić samobójstwo. Nagrobek, który wykonał Jerzy Łopuszański powstał w roku 1928 lub 1929 (tragedia, którą upamiętnia wydarzyła się 10 czerwca 1928 r.). Rzeźba „Dwa orły” jest zrobiona z cementu. Przedstawia umierającą orlicę, chroniącą swoje pisklę.
Z boku postumentu, na którym ustawiono ptaki, Łopuszański umieścił swoją sygnaturę. Nawiązuje do średniowiecznych gmerków kamieniarskich. W inicjały twórcy jest wpisany półksiężyc, odwołujący się do herbu Kazimierza Dolnego. Grób Walentyny Dębskiej, usytuowany w górnej części cmentarza, wzbudza zainteresowanie. Warto zadbać o pomnik, gdyż cement kruszeje i nagrobek ma sporo ubytków.
Kolejnym pomnikiem autorstwa Łopuszańskiego na kazimierskim cmentarzu jest nagrobek rodziny Koziorowskich. To słup z wytłoczonymi na blasze aniołami.
Innych prac Jerzego Łopuszańskiego należy szukać w samym Miasteczku. W niezmienionej formie przetrwała rzeźba Madonny, ustawionej na dziedzińcu, przed klasztorem franciszkanów na Wietrznej Górze. Pomnik, którego poświęcenie odbyło się 12 czerwca 1930 r. – nawiązuje do sztuki ludowej.
Trudny do zidentyfikowania jest wkład Jerzego Łopuszańskiego w obecny wygląd fasady kamienicy Celejowskiej. Do prac konserwatorskich przy tym budynku zatrudnił rzeźbiarza Jan Koszczyc-Witkiewicz. Tu pojawiają się kolejne zagadki. Podobno architekt miał swoją wizję konserwatorską. Różniła się ona zdecydowanie od tego, jak pracują współcześni konserwatorzy. Witkiewicz nie przywiązywał dużej wagi do ikonografii. Chciał natomiast uratować sam obiekt i nadać mu „rys stylistyki renesansu”, nie zaś wiernie odtwarzać ubytki, spowodowane przez pożary i działania wojenne.
Prof. Kazimierz Parfianowicz w publikacji dotyczącej Łopuszańskiego przedstawił inne poglądy. Przed przystąpieniem do prac w kamienicy Celejowskiej rzeźbiarz miał wnikliwie studiować książki, dotyczące sztuki renesansowej. Nadbudowanie fasady pełnoplastycznymi głowami zwierząt, gryfów i ptaków uważał za celowe. Nawiązaniem do tychże studiów miała być „Chimera” prezentowana przez Łopuszańskiego w Zachęcie, na kilka lat przed pracami konserwatorskimi w Kamienicy Celejowskiej. Wspominany już kilkakrotnie Włodzimierz Bartoszewicz pisał, że Jerzy Łopuszański bardzo zaangażował się w te prace. Kiedyś w Kazimierzu nad Wisłą zapraszał mnie na rusztowania, by pokazać rzeźby na attyce celejowskiej kamienicy, którą właśnie skończył rzeźbić. Po rusztowaniach chodził jak kot – zanotował Bartoszewicz w "Budzie na Powiślu".
Trud Łopuszańskiego poszedł na marne. W latach 70. XX wieku część rzeźb z attyki została usunięta, a obydwu konserwatorom zarzucono nieumyślne fałszerstwo architektoniczne. Gargulce Łopuszańskiego przetrwały jedynie w ikonografii.
Do dzisiejszych czasów zachowało się bardzo niewiele prac Jerzego Łopuszańskiego, choć… nie o wszystkich wiemy. Artysta wykonywał bibeloty (np. podstawy do lamp, zakończenia balustrad) oraz biżuterię. Być może w Państwa domach znajdują się jego prace, bo „rzeźbiarskiej galanterii” wykonywał sporo.
Z biegiem czasu oddalał się coraz bardziej od ludzi. Dziwaczał. Ze swoją gęstą, czarną brodą i rzadko strzyżonymi włosami , ubrany w jakąś płócienną bluzę i białą marynarską czapeczkę, wyglądał na wilka morskiego, przybyłego z dalekiej wyprawy – notował Bartoszewski. Port, czyli powrót z Kazimierza Dolnego do Warszawy, małżeństwo i próba stabilizacji życiowej zakończyły się tragicznie. 24 grudnia 1934 r. Jerzy Łopuszański popełnił samobójstwo. O tym incydencie rozpisywała się stołeczna prasa. Powiesił się w wigilijną noc, samobójstwo malarza-inwalidy, cierpiał na apatię, czuł się gorzej niż zazwyczaj, żona znalazła wisielca! – to tylko niektóre wyimki z gazet.