Jak powiedział sam Janek Marczewski, to nie był tylko koncert. To było spotkanie przy muzyce. Spotkanie poświęcone dwóm osobom - Frankowi, którego walkę o zdrowie wszyscy wspieramy już od dawna oraz Leonardowi Cohenowi.
- Każdy z nas tu obecnych, zostawił kawałek serca, z myślą by jak najszybciej doszedł do siebie Franio, o którego wszyscy od długiego czasu walczymy i nie tracimy nadziei – powiedział Maciej Polkowski, który zorganizował ten koncert.
W tę sobotę minęły także dwa miesiące od śmierci Leonarda Cohena. To, że jego piosenki rozbrzmiały właśnie w tym czasie i w tym miejscu, w kazimierskiej synagodze, miało specjalne znaczenie dla Janka Marczewskiego, w którego życiu muzyka Cohena występuję już od dawna.
- Cieszę się, że mogę wystąpić w takim miejscu, z taką historią. Myślę, że mało jest na świecie lepszych miejsc do śpiewania piosenek Cohena – mówił Janek Marczewski. - Bardzo się też cieszę, że mogłem przyjechać do Kazimierza, i to właśnie w tej porze roku. Nigdy Kazimierza zimą nie widziałem, a jest on teraz rzeczywiście przepiękny.
Licznie zebrani wsłuchiwali się nie tylko w słowa piosenek, ale także w historie z nimi związane. O tym jak te utwory powstawały i o tym, co one znaczą dla artysty, który je wykonywał. Usłyszeć można było „Suzanne”, „I’m your man”, „Lover, lover, lover”, “Everybody knows”, “Future”, “Dance with me to the end of love”, “Famous blue raincoat”, “Hey, That's No Way to Say Goodbye” czy też “Tonight will be fine”.
Nie zabrakło oczywiście “Hallelujah”, jednego z najbardziej znanych utworów Cohen. Tego wieczoru został on specjalnie zadedykowany dla Franka. Tym razem zebrani nie tylko słuchali. Wszyscy przyłączyli się wspólnego śpiewu i, zgodnie ze słowami piosenki, „na ustach mieli tylko Hallelujah”.