Gwiezdne wojny

Udostępnij ten artykuł

Piękna pogoda, korek przy wjeździe do Miasteczka, kolejki na zamek i basztę, obowiązkowe remonty na trasie Puławy - Kazimierz – bezcenne wspomnienia. Za całą resztę zapłacisz popularną kartą płatniczą, która w ramach promocji otworzyła podwoje bezpłatnej wypożyczalni rowerów. To skrót tego, jak w Kazimierzu wyglądał pierwszy długi weekend.

A tak swoją drogą brak Luke’a Skywalkera i Hana Solo doskwierał mi nieziemsko – gdyż jak zwykle pojawiał się w moim umyśle cytat już klasyczny komentujący długoweekendowe szaleństwo: „To nie gwiezdne wojny, to Kazimierz Dolny” – chociaż była przecież urocza Narciarka, Czarownica wyeksmitowana spod Łysicy, Złoty Człowiek i Renesansowa Dama – czyli plejada mimów – żywych pomników.  Na bulwarze kusiły rejsy statkami, w galeriach zagadkowo uśmiechały się anioły, ze straganów spoglądały zadziorne koguciki z ciasta. A czy było przyjemnie?

Wielu odwiedzającym przeszkadzał tłok, opłata za wejście na Górę Trzech Krzyży wydawała się im skandaliczna. Ja się chyba już przyzwyczaiłam. Cóż są opłaty za wejście do Parków Narodowych, na punkty widokowe, w porównaniu z tym, co można stamtąd zobaczyć? Z Góry roztacza się przecież fantastyczny widok na Małopolski przełom Wisły i Miasteczko!

 

Zamek i baszta były oblegane przez turystów. Ceny biletów w sobotę i w niedzielę podwyższone do 5 zł – ze względu na obecne na zamku bractwo rycerskie. W niedzielę wysoka cena pozostała mimo braku barwnych wielmoży zabawiających zwiedzających. Na zamku, niestety, dyby – stylizowane na dawne – lepiej pilnowane były niż zabytkowe mury – turyści biegali po nich, panie wiły się pozując do zdjęć. Boję się, że nasz zamek będzie się robił coraz niższy i… coraz droższy.

Niewątpliwa atrakcja miasteczka – baszta w weekend dostępna była tylko dla cierpliwych. Jak się już wystało prawie pół godziny w kolejce pod wieżą, a potem przecisnęło obok ciał schodzących z góry, można było podziwiać widoki i… napawać swoją wytrwałością. Wiele osób przecież odchodziło spod baszty ze smutnymi minami.

Mimo gwiezdnowojennej atmosfery, quadów w wąwozach, samochodów na rynku, Kazimierz był piękny i fotogeniczny jak zwykle. Może i były kolejki, ogrom zwiedzających, może nie wszystkich to cieszyło, ale Miasteczko roztaczało swój urok jak charyzmatyczna Estera króla Kazimierza i czarowało...  Wiele słyszałam głosów zachwytu, oczarowania. „..Popatrz, to ta sławna restauracja, wspaniale..” – Ktoś westchnął, „Zawsze chcieliśmy tu przyjechać i... spełniło się, jest cudownie...” „My tu jeszcze wrócimy” – słowa wyjęte z ust Terminatora nie brzmiały jak groźba, były przemiłe.

Ach piękny ten nasz Kazimierz.... Mój, pani z pieskiem, dziewczynki w okularach, pana z plecakiem. Nasz, bo zapadający mocno w serce i w pamięć.

Nawet jeśli Państwo nie zatęsknicie za długim weekendem w Miasteczku nad Wisłą, to z cała pewnością zatęsknicie za Kazimierzem.

 

Listy naszych Czytelników: Di

Fot. Mateusz Stachyra

Data publikacji:

Komentarze