Franciszek Andrzej Bobola Biberstein-Starowieyski urodził się 8 lipca 1930 r. w Bratkówce na Podkarpaciu. Pochodził z rodziny szlacheckiej herbu Biberstein. Studiował w Akademiach Sztuk Pięknych w Krakowie i Warszawie, m.in. u Wojciecha Weissa i Michała Byliny. Uprawiał rysunek i plakat (jest uważany jest za współtwórcę Polskiej Szkoły Plakatu), scenografię i malarstwo, gdzie wypracował własny styl, charakteryzujący się m.in. rysunkową formą o kaligraficznej precyzji kreski. Na płótnach Starowieyskiego często pojawiają się fantastyczne kłębowiska nagich kobiecych ciał, nierzadko o rubensowskich kształtach, co świadczy o jego fascynacji barokiem. W jednym z wywiadów wyjaśniał: "Ja żyję w tamtych czasach, a reszta - to, co później się zdarzyło, aż do pozornego dziś - jest tylko kwestią wyobraźni". Malarz – zawołany gawędziarz - utrzymywał, że wcielił się w niego duch żyjącego w XVII wieku przodka i stąd swoje obrazy konsekwentnie antydatował na wiek XVII, podpisując je często stylizowanymi na barokową kaligrafię, komentarzami.
- To była bardzo ciekawa postać – wspomina Franciszka Starowieyskiego malarz Jerzy Gnatowski – dość oryginalna, ekscentryczna nawet, lubiąca tą ekscentryczność podkreślać u siebie. To była kontrowersyjna dla niektórych postać, ale bardzo barwna. To był człowiek pełen przekory. Zawsze był taki – w druga stronę Jak ktoś jakąś kwestię przedstawiał, to on zawsze miał coś innego do powiedzenia. A przede wszystkim to był jeden ze zdolniejszych – teraz coraz trudniej o takich – świetnych rysowników. On miał rysunek w małym palcu. Zwłaszcza postać człowieka potrafił z każdej strony z pamięci narysować. I to jest rzadka cecha malarzy, żeby umieli z łatwością na rysunku sformułować swoje wrażenia. A on to z łatwością potrafił.
Z Kazimierzem Franciszek Starowieyski związany był od 1953 roku. Od trzydziestu lat przyjeżdżał tu regularnie. Był honorowym członkiem Kazimierskiej Konfraterni Sztuki. Wystawiał w Muzeum Nadwiślańskim. Pierwsza jego wystawa prezentowała jego własne zbiory malarstwa, bo pasją artysty było również kolekcjonowanie dzieł sztuki. Swoje obrazy prezentował w Galerii Letniej, a plakaty – w Dzwonnicy. Ostatnimi czasy jego prace można było oglądać w Rynku w Galerii Brama, gdzie co roku zwykle pod koniec sierpnia można było zastać artystę przy jego dziełach. W poprzednim roku uniemożliwiła to choroba. Więcej już takich wystaw, które dawałyby okazję do rozmowy z Twórcą, nie będzie…
- To bodaj ostatni malarz, dla którego Kazimierz był kawałkiem jego własnej ojczyzny… - mówi historyk sztuki dr Waldemar Odorowski. – To, co przywodziło tutaj malarzy przez dziesięciolecia, właściwie zakończyło się na Franku Starowieyskim. To była postać niezwykła. Niezwykłe było też to, ze w całym polu jego zainteresowań, a miał ich mnóstwo, znajdował czas na Kazimierz. Był jedną z osi artystycznego życia Kazimierza. Będzie go bardzo brakowało…