Czym jest dla Pana fotografia?
Tomek Sikora – Zabawą. Fotografia jest dla mnie nieustającą zabawą i za każdym razem mogę znaleźć w tym coś przyjemnego, coś, co mnie otwiera w nowym kierunku. Staram się uciekać od rutyny i nie powtarzać się. Nie mówię o tym, że nie mam koncepcji, bo każda koncepcja jest podstawą. Później przy samej realizacji próbuję znaleźć wszystkie wątki, które przypadkowo się zdarzają. Jak są ciekawe, to je podnoszę.
Pamięta Pan swoje pierwsze zdjęcia?
Tomek Sikora – Tak, pamiętam. Myślę, że niczym się one nie różniły od zdjęć wszystkich ludzi, którzy zaczynali fotografować, bo każdy, kto zaczyna, jest zafascynowany tym, że może zatrzymać czas. Na przykład widzi ludzi, którzy idą chodnikiem, naciska na spust i ci ludzie są w pewnym geście zatrzymani. W geście, który bardzo często jest niezauważalny gołym okiem. Więc chodziłem po ulicy, szukałem ludzi nietypowych, ciekawych. Przeciętni mnie na początku nie interesowali. Oczywiście każdy człowiek jest ciekawy i o każdym człowieku można opowiedzieć w sposób fascynujący. Jednak na początku szuka się przerysowanych postaci. Takich, których nawet nie wypada fotografować, jak np. człowiek bezdomny czy żebrak pod kościołem. I tak – ukradkiem – robiłem te zdjęcia, a później byłem świadkiem cudu, gdy w ciemni robiłem odbitkę, ponieważ na białej kartce nagle pojawiała się postać coraz mocniej zarysowana. Następnie szybko to płukaliśmy, wsadzaliśmy do utrwalacza i tam już istniał nasz bohater.
Samo naciskanie migawki jest końcowym stadium realizacji jakiegoś pomysłu. To jest tak jak z pisaniem książki. Książka może być napisana fascynującym językiem lub językiem beznadziejnym... Jeśli ktoś ma pomysł na swój język fotograficzny, dosyć jasny, wyklarowany, to myślę, że łatwiej mu znaleźć takich ludzi, którzy go będą często chcieli oglądać. Oni będą mieli kontakt z tym językiem, będą sami układali opowiadania do tych obrazów, które są wyrafinowanym dziełem z mocną siłą przekazu.
A gdzie obecnie Pan publikuje zdjęcia?
Tomek Sikora – Gdzie się da. Czasami pokazuję zdjęcia w galeriach, wydaję też cały czas własne wydawnictwa. To się wszystko zmienia, bo czasy się zmieniają. Za komuny zdjęcia pokazywało się w galerii, na co cenzura przymykała oko, bo doskonale sobie zdawano sprawę z tego, jak mało osób to obejrzy, więc to nie było żadnym zagrożeniem. Natomiast publikacja takich zdjęć w prasie, która wtedy miała nakłady milionowe, taka Trybuna Ludu, była z punktu widzenia cenzury niebezpieczna. Z kolei forma albumowa wiąże się jednak z dużym nakładem finansowym i z małym nakładem wydawniczym.
Jest też ogromna siła Internetu, mimo, że tam wszystko jest bardzo rozproszone. Zdarzają się takie sytuacje, że ktoś zrobi jakieś zdjęcie, wrzuci jakiś filmik na Youtube i nagle się okazuje, że obejrzało to 150 tysięcy ludzi. To jest ogromna siła rażenia. Wielość informacji, które są w Internecie, wymaga od nas szybkiego skakania z jednego zdjęcia na drugie i obejrzenia jak największej ilości. To jest troszkę takie powierzchowne oglądanie. Natomiast przy albumie książkowym, gdy jakieś zdjęcie nam się podoba, to patrzymy na to i patrzymy, odkładamy książkę na półkę a później znowu do niej wracamy. Myślę, że to ma zupełnie inną jakość.
Które z osiągnięć jest dla Pana najważniejsze?
Tomek Sikora – Jeszcze nie ma takiego. Gdyby takie było, to bym już dawno przestał fotografować.
Czy według Pana Kazimierz jest inspirujący dla fotografów?
Tomek Sikora – Kazimierz jest takim miejscem, które nie tylko działa na fotografów czy malarzy, ale na wszystkich. Nawet jak ktoś nie zajmuje się sztuką, to Kazimierz skłania go do innego zachowania i wspaniale na niego działa. Pamiętam, że jak pierwszy raz spojrzałem na kamienicę Przybyłów, to mi się w głowie zakręciło. To wyglądało jak jakaś rzecz surrealistyczna, jak dobrze wykonana makieta teatralna czy filmowa.
Myślę, że wszyscy ludzie, nie tylko twórcy, jak tu przyjeżdżają, to dostają olśnienia i czują się w pewnym sensie szczęśliwi i wolni. A wolność jest najlepszą drogą do tworzenia. To jest niezwykłe miasteczko. Ja mieszkam w Mięćmierzu, czyli 3 km stąd, i mnie pasjonują bardziej tamte strony.
Właśnie w Galerii Leica w Warszawie miało miejsce otwarcie wystawy i premiera albumu, nad którym pracowałem parę lat, który się nazywa „Cztery pory roku” / www.czteryporyrokualbum.pl / . Cały album jest oparty o impresje fotograficzne z tamtych terenów. Chodzi o pokazanie pór roku jako elementu niesamowitych przełomów, zmian, nie tylko barwy i kolorów. Również w człowieku następuje takie przewartościowanie energetyczne – zimą człowiek bardziej jest skłonny poczytać sobie książkę lub posiedzieć w barze, trochę tak jak miś zaszywa się zimą. Natomiast wiosną wybucha energia, ona ciągle jest obecna latem, a następnie jesienią wszystko to przycicha malowniczymi kolorami. Chodzimy i nie możemy uwierzyć w to, jaka jest piękna przyroda. I każda pora roku jest zupełnie inna i ma swoją niewiarygodną siłę. Są jeszcze przełomy, które też są bardzo piękne, bo tam jest taki moment zawieszenia. Długo się czeka na te pierwsze trawy, kwiaty i one nagle wybuchają. Zanim to nastąpi, to po śniegu występują roztopy, błoto i to też jest piękne. Mieszkałem przez wiele lat w Australii, która nie ma takiego pięknego podziału na cztery pory roku. Bardzo za tym zatęskniłem i postanowiłem stworzyć taki album.
Jakie plany na przyszłość związane z fotografią?
Tomek Sikora – Cały czas mówię, że chcę już iść na emeryturę, ale się nie daję, bo ciągle mam jakieś nowe pomysły. W tym roku mam sześć wystaw indywidualnych, m.in. w Krakowie i Istambule. Wszystko to ciągle pędzi do przodu.
Jakie ma Pan rady dla początkujących fotografów?
Tomek Sikora – Początkującym fotografom działającym w Kazimierzu radzę najpierw się zastanowić nad tym, jaki stosunek mają do tego miasta i co chcą o tym mieście opowiedzieć. Że na przykład w weekendy jest to miasto klaustrofobiczne? Proszę bardzo, koncentruję się na tym temacie i zakładam sobie, że piętnastoma zdjęciami chcę stworzyć opowiadanie na temat, jak to miasto wygląda w sobotę i w niedzielę, ale z takim bardzo osobistym akcentem, czyli albo to lubię, albo tego nie lubię. Tutaj nie ma żadnego obiektywizmu, dlatego, że my, robiąc zdjęcia albo pisząc książkę, albo robiąc film, zawsze przechodzimy przez ten bardzo taki autorski filtr osobisty.
Więc namawiam wszystkich, żeby każdy pomyślał sobie, wymyślił sobie jakiś temat, który chce opowiedzieć zdjęciami. I tyle. To nie musi być o Kazimierzu. Tematem może być mój stosunek do mojej najbliższej osoby. Wtedy trzeba opowiedzieć o tej osobie, jaka ona jest, albo opowiedzieć o osobie, której prawie nie znam, ale widuję ją codziennie i ona jest na tyle fascynująca, że chcę ją prześledzić fotografując. Można zbudować materiał, który będzie dowodem na to, że to jest fascynująca osoba. Ale nikt nic o tej osobie nie wie, bo ona jest zamknięta, niedostępna.
Do niczego nie prowadzi fotografowanie wszystkiego. Zawsze musimy mieć taki pomysł i filtr na krótką nowelkę fotograficzną, sekwencję, która o czymś opowie. I w sumie nauczymy się myśleć fotograficznie i będzie nam o wiele łatwiej opowiadać ludziom o czymś, o czym chcemy opowiadać.
Dziękuję za rozmowę.
Tomek Sikora – Dziękuję.
Rozmawiała: Katarzyna Gurmińska
Fot. Tomek Sikora