Targi Sztuki Ludowej po raz pierwszy zorganizowano jako kiermasz sztuki ludowej w 1968 r. z inicjatywy nowo powstałego Stowarzyszenia Twórców Ludowych w Lublinie, stąd też wszyscy wystawcy, a było ich około 30, pochodzili z Lubelszczyzny. Z czasem na kiermasz, który nazwę Targów Sztuki Ludowej przyjął od 1971 r., zaczęto zapraszać twórców z innych regionów etnograficznych kraju. Dziś uczestniczą w nich już kolejne pokolenia twórców ludowych z całej Polski od Bałtyku po Tatry.
Na czterdziestą edycję Targów zaproszono do Kazimierza 80 wystawców, choć były też takie lata, że ich liczba przekraczała setkę. Największą popularnością Targi cieszyły się w latach 70-tych i 80-tych, kiedy to stragany z wyrobami ludowymi dosłownie oblegane były przez modystki, i trzeba było przyjść wcześnie, żeby kupić haftowaną bluzkę, obrus czy malowany talerz z Włocławka. Nierzadko wtedy towary rozchodziły się dosłownie jak świeże bułeczki i w ciągu kilkunastu minut niektóre stoiska świeciły pustkami, jak podaje gazetka festiwalowa Burczybas z tamtego okresu.
Główną ideą Targów Sztuki Ludowej jest ochrona i upowszechnianie plastyki ludowej. Organizatorom chodzi nie tylko o możliwość zaprezentowania gotowych wytworów ludowych artystów, ale także o stworzenie możliwości nawiązania bezpośredniego kontaktu między twórcą a odbiorcami i często także poznania wielu technik rękodzielniczych. Stąd też podczas targów ludowi twórcy nie tylko sprzedają, ale także na oczach kupujących wykonują ludowe rękodzieła – garnki na kole garncarskim, koronki na klockach czy wyroby z metalu na przenośnych paleniskach. Nierzadko również twórcom towarzyszą ich dzieci, które próbują naśladować zajęcie swoich rodziców, dziadków, bywa, że sąsiadów czy zupełnie przygodnie spotkanych mistrzów ludowych, których wyroby zafascynowały ich na tyle, by sztukę tę kontynuować.
Tak było z Piotrem Skibą z Jadwisina w Lubelskiem, który kiedyś podczas pobytu w Urzędowie zupełnie przypadkiem trafił do warsztatu garncarza, do pana Ambrożkiewicza. Ta wizyta okazała się przełomem w jego życiu. Mimo że ukończył studia, nie pracuje jako geograf – poświęcił się pracy na kole garncarskim i upowszechnianiu tej sztuki zwłaszcza wśród młodych. Organizuje pokazy i szkółki garncarskie, podczas których młodzi poznają podstawowe techniki garncarskie, w tym techniki lepienia ręcznego. Ten ostatni sposób pracy w glinie szczególnie przypadł do gustu nastoletniej córce Piotra Skiby – Teresie, która towarzyszyła ojcu podczas Targów Sztuki Ludowej w Kazimierzu. Na formach przygotowanych przez tatę przygotowuje ona patery i misy, które ozdabia tradycyjnymi wzorami, czasem dając upust własnej inwencji twórczej. Dlaczego się tym zajmuje?
- Mam wzór w domu. Warto spróbować – odpowiada.
Wzór w domu znalazł także poroniński stolarz Michał Łukaszczyk. Stolarką zajmowano się tu od pokoleń, także jego ojciec Stanisław jest stolarzem, nic więc dziwnego, że do szkoły stolarskiej poszedł i syn. Dziś Michał Łukaszczyk razem z ojcem prowadzi Stolarnię Regionalną, opierając swoją wiedzę i kunszt na doświadczeniu poprzednich pokoleń – jak głosi folder reklamowy. Wykonują meble z litego drewna, choć wzory, które obaj panowie preferują, są różne: Ojciec (Stanisław) woli meble proste, syn (Michał) z pełną determinacją powraca do tradycji, odszukuje osiemdziesięcioletnie wzory krzeseł i z pasją je odtwarza. Rywalizacja pokoleń nie jest ważna, ważna jest trwałość, ciągłość tradycji, zwłaszcza że i przyszłość następnych pokoleń zda się być w tej rodzinie zaplanowana:
- Wnuka jeszcze nie ma, ale jest już przesądzone, że będzie muzykiem i stolarzem! – miała powiedzieć mama Michała Łukaszczyka, choć on sam zarzeka się, że do niczego dzieci zmuszać nie będzie…
Już jako dziesięcioletni chłopiec Andrzej Graczyk (Worowice - Wyroby, woj. mazowieckie) zaczął biegać do twórcy ludowego w sąsiedniej wsi. Rodzina początkowo krzywo patrzyła na te jego fascynacje rzeźbą – zupełnie nieprzydatne w gospodarstwie, ot – marnowanie czasu i energii. Zmieniło się to dopiero wtedy, gdy okazało się, że rzeźby pana Andrzeja – jego ptaki naturalne i fantazyjne - zaczęły przynosić dochód, zdobywając uznanie w kraju i zagranicą. Szesnastoletni syn Andrzej Graczyka - Kamil - przejął pasję ojca. Spod jego rąk także wychodzą piekne nakrapiane perliczki czy białe bociany. Nie lubi jednak o tym mówić, choć na to zajęcie jego koledzy patrzą z uznaniem, widząc, że daje ono przepustkę do podróży po Polsce i świecie.
Zofia Czubak pochodzi z Łowicza. Uprawia bajecznie kolorowy haft łowicki. To właśnie piękno stroju łowickiego przyciągnęło ją do tego, by ukończyć kurs hafciarski i zająć się tą dziedziną sztuki ludowej. Gdyby mogła, przekazałaby umiejętności swoim dzieciom, ale hafciarstwo nie jest raczej zajęciem dla chłopców… Jednak zamiłowanie do folkloru synowie przejęli – obaj tańczą w zespole ludowym.
Małgorzata Urban zajmuje się wyrobem palm wielkanocnych i ozdób z suszonych traw, kwiatów i ziół. W regionie kazimierskim jest uznaną twórczynią ludową, chętnie uczestniczy w pokazach sztuki ludowej, demonstrując młodzieży tajniki powstawania ludowych wyrobów. Z jej doświadczenia korzystają nie tylko jej dzieci - syn i córka także potrafią wykonać piękne palmy i ozdoby – ale także sąsiadki, które nauczyły się przygotowywać palmy na własny użytek.
Na jubileuszowych Targach Sztuki Ludowej w Kazimierzu nie brakło młodych twórców ludowych – i tych uznanych, i tych, którzy dopiero terminują u starszych. Można więc ze spokojem czekać na kolejny okrągły jubileusz.
Czterdzieści lat minęło jak jeden dzień
Targi Sztuki Ludowej mają już czterdzieści lat. W tym roku do Kazimierza przyjechało 80 twórców, reprezentujących różnorodne dyscypliny twórczości ludowej - rzeźbę, malarstwo, plastykę obrzędową i zdobniczą, tkactwo, koronkarstwo, hafciarstwo, garncarstwo, kowalstwo, plecionkarstwo, snycerstwo, ludwisarstwo, wyroby ze skóry i metalu, zabawkarstwo.