Na kazimierski rynek znad arkad SARPu patrzą czujnym okiem trzy głowy. To praktycznie jedyna ozdoba tego domu, która niknie przy bogatej dekoracji stojących naprzeciwko kamienic braci Przybyłów. Warto się jednak przyjrzeć tym rzeźbom, które nawiązują do królewskiej legendy Kazimierza i do jego nazwy.
- Z tego, co wiem, a powiedział mi to ojciec kilka lat przed śmiercią – są to trzej królowie o imieniu Kazimierz – mówi Jadwiga Śmigiera córka Leona Machowskiego – artysty, który je wykonał. – Po jego śmierci w jego odręcznych notatkach znalazłam, że są to od lewej: Kazimierz Sprawiedliwy, Kazimierz Wielki i Kazimierz Jagiellończyk.
Ich twórca – Leon Machowski – pochodził z Rzeszowa, gdzie urodził się w 1916 r., tuż przed wojną ukończył studia Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Plany dalszej nauki we Włoszech mimo uzyskanego stypendium zniweczyła wojna. Po jej zakończeniu osiadł w Warszawie, gdzie poznał Karola Sicińskiego, który podnosił Kazimierz z ruin wojennych.
- Ojciec opowiadał mi, że z Karolem Sicińskim spotkał się gdzieś w ministerstwie zupełnie przypadkowo – wspomina Jadwiga Śmigiera. – Siciński akurat szukał kogoś, kto by mu ozdobił postawny budynek SARPu w Kazimierzu.
Gdyby nie ten przypadek, nie wiadomo, czy Leon Machowski kiedykolwiek pojawiłby się w Kazimierzu.
- Kazimierz to bardzo ładne miasteczko - mówił córce po latach Leon Machowski, gdy ona opowiadała o swoich kolejnych wizytach w ukochanym przez siebie Kazimierzu – ale jakoś nigdy mnie tam nie ciągnęło. Zrobiłem te trzy płaskorzeźby. Poznałem pana Sicińskiego. I tyle.
Trzy płaskorzeźby w Kazimierzu to jedne z wielu prac, które Machowski – utalentowany i bardzo płodny twórca – wykonywał w całej Polsce. Wśród nich są m.in.: rzeźba Teatr w Warszawie, pomnik księdza Augustyna Kordeckiego w Szczytnikach, kwiaciarka w Radomiu, Łuk Wyzwolenia w Lublinie, rzeźby aniołów i świętych w kościele w Gródku Jagiellońskim koło Lwowa, rekonstrukcja pomnika Chopina w Warszawie czy płaskorzeźba – epitafium nad grobem Stefana kardynała Wyszyńskiego w katedrze św. Jana Chrzciciela w Warszawie – która okazała się jego ostatnim dziełem. Artysta zmarł w czasie jej realizacji w 1988 r. Jego projekt skończył Władysław Jania.
O ile Kazimierz dla Leona Machowskiego był tylko epizodem, dla jego córki Jadwigi Śmigiery, jej dzieci i wnuków stał się miejscem ważnym. Tu od zgiełku wielkich miast odpoczywają naprawdę, przyjeżdżając regularnie co najmniej na dzień lub dwa. Miasteczko stało się też bohaterem jej historii opisywanych na blogu Bajeczki Stokrotki, a także w książkach: „Zwariowałam”, „Moje warszawskie zwariowanie”, "Nadal wariuję" czy ostatniej „Mój kraj nad Wisłą”.