Capoeira wymyka się wszelkim definicjom. Dla jednych jest to sztuka walki, która umiejętnie użyta, może posłużyć do samoobrony. Dla innych jest tańcem, zabawą i spotkaniem z drugim człowiekiem. Za jej ojczyznę oficjalnie uznawana jest Brazylia, aczkolwiek korzeni można doszukiwać się w afrykańskich tańcach plemiennych.
Tak jak każda aktywność tego typu wymaga odpowiedniego przygotowania i umiejętności. Większość uczestników warsztatów w Zajeździe Piastowskim miała w przeszłości styczność z capoeirą. Niektórzy stawiali dopiero pierwsze kroki w tej trudnej sztuce, co nie przeszkodziło im jednak w świetnej zabawie.
Prowadzący warsztaty Kamil Głuszek zadbał o to, by uczestnicy odpowiednio się rozgrzali, a następnie przyswoili podstawowe kopnięcia i akrobacje. Ukoronowaniem zajęć była tzw. roda, czyli rytuał polegający na grze w capoeirę w kręgu. Wszystko to do rytmu wybijanego przez oryginalne instrumenty oraz przy śpiewie portugalskich pieśni, charakterystycznych dla tej sztuki.
– W capoeirę trzeba grać mądrze. Dla mnie jest ona dialogiem, w którym dwie osoby się spotykają. Może się to przerodzić w monolog, kiedy zasypujesz kogoś słowami, czyli swoimi ruchami i nie dajesz mu dojść do słowa. Dla mnie taka gra jest bezsensowna, to nie ma w sobie nic ze spotkania i wymiany doświadczeń. Cały ten akt jest narzędziem poznania drugiego człowieka – powiedział Kamil Głuszek. – Poziom warsztatów był zróżnicowany. Przyszli ludzie z różnych grup, z różnych miast, którzy przejawiali odmienne potrzeby na wyrażenie siebie w elementach capoeiry. Mam nadzieję, że im się te zajęcia podobały.
Stanie na rękach, podcięcia czy kopnięcia z obrotu robią wrażenie z punktu widzenia obserwatora. Trudno jednak nie pozbyć się wrażenia, że dla uczestników warsztatów osiągnięcie określonego poziomu musi być okupione ciężkim treningiem i samozaparciem. Tego nie zabrakło również w niedzielne popołudnie i pomimo licznych upadków czy chwil zwątpienia udało się osiągnąć zamierzony efekt. Końcowy pokaz capoeiry stanowił efektowne podsumowanie warsztatów.
Tekst i foto: Katarzyna Gurmińska