- Wojna się skończyła. Dlaczego żołnierze Armii Czerwonej są cały czas w Polsce? Dlaczego dochodzi do rabunków i gwałtów? Niech wracają do domu!
- Armia Czerwona wspiera was przed faszystowską reakcją. U was też jej nie brakuje. Brać ich, reakcyjne świnie!
- Biją mojego chłopa! Za co?!
Taka wymiana zdań podczas rekonstrukcji historycznej wydarzeń z 2 maja 1946 r. poprzedziła zasadniczą akcję odwetową Milicji Obywatelskiej w Wąwolnicy.
- W formie odpowiedzialności zbiorowej społeczeństwo zostało ukarane za opór, za niepokorność wobec władzy ludowej – mówi historyk Sławomir Snopek. – Na rynek wkroczyła grupa operacyjna Milicji Obywatelskiej z Puław, która miała ściągać świadczenia rzeczowe na rzecz komunistycznego państwa. To było około południa 2 maja 1946 r. Natknęli się tu na żołnierzy podziemia niepodległościowego. Ci, widząc przeważające siły, nie podjęli walki i wycofali się na Zarzekę leżącą na południe od rzeki Bystrej. Kiedy żołnierze skryli się w zabudowaniach, funkcjonariusze obrzucili te budynki granatami. Około 13.15 były wrzucone granaty na gospodarstwo Wacława Łuszczyńskiego. Potem kilkadziesiąt minut trwało podpalanie Zarzeki. Oddziały w końcu się wycofały, lecz około 15.00 – 15.30 wróciły ze wsparciem KBW, UB i MO, które zorganizował komendant powiatowy MO Jan Nowak. I wtedy już sukcesywnie zaczęli podpalać Kębelską, Lubelską i inne ulice. Jedynie Rynek pozostawili niespalony, wszystkie okrężne ulice spalili.
Pożar szybko się rozprzestrzeniał, zwłaszcza że do miasta nie dopuszczano straży pożarnych, które zjeżdżały nie tylko z samej Wąwolnicy, ale i z sąsiednich miejscowości, m.in. z Nałęczowa, Rzeczycy czy nawet Garbowa. Strażacy mogli przystąpić do pracy dopiero, gdy oddziały władzy komunistycznej odjechały. Zniszczeniu uległo w sumie 463 budynki, w tym 102 czy 103 domy mieszkalne. Poszkodowanych było 198 rodzin.
Przez długie lata władze ograniczały odbudowę Wąwolnicy.
- Znalazłem dokumenty, w których starosta Stefan Lewtak pyta się, komu można pomóc, a komu nie – mówi Sławomir Snopek. – I to jest twardy dowód, że władze komunistyczne nie dawały się odbudowywać wszystkim, tylko ograniczały odbudowę miejscowości.
Te wydarzenia w ich 70. rocznicę przypomniano w formie rekonstrukcji historycznej, w której udział wzięli członkowie grup rekonstrukcyjnych z Lublina, Przemyśla i Warszawy, a także mieszkańcy Wąwolnicy, którzy wcielili się w role swoich sąsiadów sprzed lat.
- To było straszne teraz i nawet nie mogę sobie wyobrazić, jak to było wtedy – mówi Dominika, jedna z uczestniczek rekonstrukcji. – Milicjanci traktowali nas jak śmiecie. I bez powodu podpalili cały nasz dobytek. Bałam się, chociaż wiedziałam, że to nie dzieje się naprawdę.
Inscenizacja pacyfikacji Wąwolnicy oparta na faktach historycznych ustalanych pieczołowicie przez prowadzącego uroczystość Sławomira Snopka nie była – jak zastrzegali organizatorzy – widowiskiem ściśle dokumentalnym. Oparta na scenariuszu opracowanym przez Grzegorza Filipka rekonstruktora z Puław oddawała atmosferę terroru, prześladowań zwykłej ludności cywilnej niezaangażowanej bezpośrednio w walkę zbrojną.
Organizatorzy: Stowarzyszenie "Przeszłość - Przyszłości", Wójt Gminy Wąwolnica - Marcin Łaguna, Towarzystwo Przyjaciół Wąwolnicy, Sanktuarium Matki Bożej Kębelskiej w Wąwolnicy.
Brać ich, reakcyjne świnie! (video)
5 ofiar śmiertelnych, blisko 200 poszkodowanych rodzin, prawie 500 zniszczonych budynków. To bilans akcji odwetowej na ludności cywilnej za poparcie dla zbrojnego podziemia w Wąwolnicy w 1946 r. 2 maja w 70 rocznicę pacyfikacji tej miejscowości przez oddziały Milicji Obywatelskiej, Urzędu Bezpieczeństwa i Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego przypomniano te wydarzenia w formie rekonstrukcji historycznej.