Dwie godziny trwała akcja strażaków poszukujących trzech osób, które miały zginąć w studni na jednej z posesji w Dąbrówce.
- Studnia była dość głęboka i nie było widać, co się tam na dole dzieje. Trzeba się było upewnić, mając na uwadze także bezpieczeństwo ratowników – mówi Krzysztof Morawski zastępca komendanta Państwowej Straży Pożarnej z Puław.
Do lustra wody było ok. 20 m. Głębokość wody wewnątrz wynosiła jednak tylko 20 cm. Opuszczona na dno kamera nie potwierdziła, że na dole mogą się znajdować ludzie.
- Ostatecznym punktem sprawdzenia było zejście na dół ratownika, który przeszukał dokładnie dno, jednak nikogo nie znalazł – mówi Krzysztof Morawski. – W związku z tym informacje o wpadnięciu do studni nie potwierdziły się.
Na miejscu pracowało 22 strażaków z 7 zastępów straży pożarnej z Puław, z gminy Kazimierz oraz Grupa Ratownictwa Wysokościowego z Lublina, policja i służby medyczne. Wielu ludzi, którzy mogli być potrzebni gdzieś indziej. Alarm okazał się fałszywy.
- Mężczyzna, który zgłosił interwencję, przekazał dyżurnemu informację uzyskaną od sąsiada, który zwrócił się do niego o pomoc prosząc o wezwanie służb. Mężczyzna, który powiadomił sąsiada o rzekomym wypadku w studni, ze względu na stan zdrowia trafił do szpitala w Lublinie. Był trzeźwy – mówi podkom. Ewa Rejn-Kozak oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Puławach. – Policjanci prowadzą czynności wyjaśniające w sprawie wywołania fałszywego alarmu.
Przypominamy, że wywołanie falszywego alarmu pociaga za sobą odpowiedzialność karną.